Głaz narzutowy "Diabelski Głaz" w Jakunówku: Różnice pomiędzy wersjami
[wersja nieprzejrzana] | [wersja nieprzejrzana] |
(→Opis głazu) |
(→Opis głazu) |
||
Linia 25: | Linia 25: | ||
Głaz zwany potocznie „Diabelskim Głazem” pełnił dawniej funkcję kamienia ofiarnego. W jego górnej części znajduje się obszerne, owalne zagłębienie, będące przypuszczalnie misą ofiarną. Głębokość niecki sięga ok. 20 cm. Przy monolicie, od strony wschodniej i północnej, widoczny jest bruk kamienny. | Głaz zwany potocznie „Diabelskim Głazem” pełnił dawniej funkcję kamienia ofiarnego. W jego górnej części znajduje się obszerne, owalne zagłębienie, będące przypuszczalnie misą ofiarną. Głębokość niecki sięga ok. 20 cm. Przy monolicie, od strony wschodniej i północnej, widoczny jest bruk kamienny. | ||
− | Z „Diabelskim Kamieniem” związane są [[Legenda związana z "Diabelskim Kamieniem|podania ludowe]]. Jedna z legend została opisana w książce „Mazurskie opowieści” Jadwigi Tressenberg. <br/> | + | Z „Diabelskim Kamieniem” związane są [[Legenda związana z "Diabelskim Kamieniem"|podania ludowe]]. Jedna z legend została opisana w książce „Mazurskie opowieści” Jadwigi Tressenberg. <br/> |
'''Ślad diabelskiej łapy''' <br/> | '''Ślad diabelskiej łapy''' <br/> | ||
Dobrze żyło się Lipce z Jakunówki. Bardzo dobrze. Zboże każdego roku kłaniało się pełnymi kłosami do ziemi, bydełko wypasione na zapustach leśnych wyglądało dorodnie, a świnie, które wyganiał jesienią w dębinowy las na żołędzie, zabierał utuczone, okrągłe, dopiero, gdy sypnął pierwszy śnieg. Lipkowe świnie i bydło sprawiły, że we wsi zaczęto snuć przypuszczenie o działaniu dziwnych tajemniczych mocy. Nie dość, ze świńskie boki i grzbiety pokryte były czarnymi plamami, jakby czort kładł na nie swoje łapy, to na dodatek stawały się niewidzialne, gdy strzelcy z majątku chodzili po lesie za porządkiem i złodziejami drzewa, a myśliwiec za dziką zwierzyną. Gdyby odkryli przestępstwo, nie ominęłaby Lipki kara więzienia i kto wie, czy nie chłosta. Niejeden co pod lasem mieszkał wiedział, że lepiej krowinę paść na gołej miedzy niż pozwolić wejść w leśne paprocie. | Dobrze żyło się Lipce z Jakunówki. Bardzo dobrze. Zboże każdego roku kłaniało się pełnymi kłosami do ziemi, bydełko wypasione na zapustach leśnych wyglądało dorodnie, a świnie, które wyganiał jesienią w dębinowy las na żołędzie, zabierał utuczone, okrągłe, dopiero, gdy sypnął pierwszy śnieg. Lipkowe świnie i bydło sprawiły, że we wsi zaczęto snuć przypuszczenie o działaniu dziwnych tajemniczych mocy. Nie dość, ze świńskie boki i grzbiety pokryte były czarnymi plamami, jakby czort kładł na nie swoje łapy, to na dodatek stawały się niewidzialne, gdy strzelcy z majątku chodzili po lesie za porządkiem i złodziejami drzewa, a myśliwiec za dziką zwierzyną. Gdyby odkryli przestępstwo, nie ominęłaby Lipki kara więzienia i kto wie, czy nie chłosta. Niejeden co pod lasem mieszkał wiedział, że lepiej krowinę paść na gołej miedzy niż pozwolić wejść w leśne paprocie. |
Wersja z 23:16, 24 mar 2014
Głaz narzutowy w miejscowości Jakunówko "Diabelski Głaz" – głaz położony w gminie Pozezdrze,
na południowy-wschód od wsi Jakunówko, na stoku wzgórza zwanego dawniej Höllen-Berg (Piekielna Góra).
Opis głazu
Typ skały: gruboziarnisty granit z bladoróżowymi, dużymi kryształami skaleni zawierającymi drobne wpryśnięcia minerałów ciemnych. Pomiędzy skaleniami występują mniejsze, okrągławe szare kwarce. Miejscami skała ma charakter pegmatytu granitowego – jest bardzo gruboziarnista oraz posiada wzajemne przerosty różowych skaleni i szarego kwarcu.
Głaz zwany potocznie „Diabelskim Głazem” pełnił dawniej funkcję kamienia ofiarnego. W jego górnej części znajduje się obszerne, owalne zagłębienie, będące przypuszczalnie misą ofiarną. Głębokość niecki sięga ok. 20 cm. Przy monolicie, od strony wschodniej i północnej, widoczny jest bruk kamienny.
Z „Diabelskim Kamieniem” związane są podania ludowe. Jedna z legend została opisana w książce „Mazurskie opowieści” Jadwigi Tressenberg.
Ślad diabelskiej łapy
Dobrze żyło się Lipce z Jakunówki. Bardzo dobrze. Zboże każdego roku kłaniało się pełnymi kłosami do ziemi, bydełko wypasione na zapustach leśnych wyglądało dorodnie, a świnie, które wyganiał jesienią w dębinowy las na żołędzie, zabierał utuczone, okrągłe, dopiero, gdy sypnął pierwszy śnieg. Lipkowe świnie i bydło sprawiły, że we wsi zaczęto snuć przypuszczenie o działaniu dziwnych tajemniczych mocy. Nie dość, ze świńskie boki i grzbiety pokryte były czarnymi plamami, jakby czort kładł na nie swoje łapy, to na dodatek stawały się niewidzialne, gdy strzelcy z majątku chodzili po lesie za porządkiem i złodziejami drzewa, a myśliwiec za dziką zwierzyną. Gdyby odkryli przestępstwo, nie ominęłaby Lipki kara więzienia i kto wie, czy nie chłosta. Niejeden co pod lasem mieszkał wiedział, że lepiej krowinę paść na gołej miedzy niż pozwolić wejść w leśne paprocie.
A Lipka z roku na rok powiększał bogactwo. Nawet pobudował dla bydełka osobne pomieszczenie, nie tak jak wszyscy, u których sień domu odgradzała izbę mieszkalną od pomieszczenia żywiny, oddzielonego tylko żerdkami, zza których wystawały łby owiec, krów, czasem konia, a ich ślepia spoglądały na wchodzących.
I ta obora również mogła powstać przy diabelskiej pomocy.
Rosła nieufność i lęk.
Na czas sianokosów było już mniej chętnych do pomocy, mimo iż Lipka był nie tylko hojny, ale też uprzejmy i jadła dobrego nie żałował. Kiedy zaś wysłał parobka z furą zboża, słomy, dzbankiem miodu i kobiałką sera do Sikorowej, co niedawno owdowiała i została sama z gromadką małych dzieci, ludzie upewnili się, że układy Lipki z nieczystymi mocami to nie tylko jego sprawa, ale chce pozyskać innych.
Obserwowali z daleka mocowanie się chłopa i jego parobka z wiosennym przewracaniem skib, siewem, koszeniem trawy na rozległych łąkach i trochę dziwili się, że nie dostrzegają kosmatego, który za zaprzedaną duszę winien pomagać w trudniejszej robocie.
Co odważniejsi podchodzili wieczorami, w porze udoju, aby podpatrzeć, czy Złe nie ssie którejś krowy, bo wiadomo, że tylko w ten sposób nasyca swój głód.
Nasłuchiwali też, czy nie rozlega się gdzieś długie, przeciągłe gwizdanie. Diabelskie moce zawsze gwiżdżą, gdy na dobre zagnieżdżą się w obejściu swojej ofiary. Dają znać innym, że już mają w swoich łapach chętnego do ich królestwa.
Do Lipki docierały różne wiadomości, ale ta, którą przekazał parobek, wywołała u chłopa wściekłość.
- Pokażę im, kim jestem. Nasycę ciekawość. Szukają złych mocy? Będą je mieli. Pragną ujrzeć diabła? Zobaczą-wykrzykiwał, biegając po obejściu. Coś jeszcze do siebie mówił, dłońmi ściskał głowę, aby wreszcie zaszyć się w mroku izby. Przez kilka wieczorów płomyk świecy jaśniał do późnej nocy.
- Lipka rajcuje z diabłem - szeptano po chatach.
A tymczasem Lipka zmęczony z niewyspania, ale ożywiony myślami, które kłębiły się pod czupryną postanowił zaprosić chłopów z Jakunówki za kępę sosnowego lasu, w pobliże dużego głazu, tam, gdzie nie dostrzeże ich nieproszone oko. Uprzedził, że będzie to bardzo ważne spotkanie, a mieszkańców wsi prosi na świadków.
Nastała umówiona niedziela. Mężczyźni odczekali, aż ich białki pójdą do Kut do kościoła i w grupkach ruszyli w znane im miejsce. Było przy tym sporo obaw i niepewności, ale że Lipka nie rzucał słów na wiatr, więc i chłopi mieli swój honor.
Koło kamienia stał już Lipka. Rozejrzał się, byli wszyscy, których zaprosił. Wyjął z kieszeni talię kart i zaczął tasować. Tasowanie wydawało taki zgrzyt i trzask, że niektórym z obecnych zjeżyły się włosy. Zajęci uproszczonym śledztwem, nie zauważyli czarnej postaci wyłaniającej się z sośnika i bezszelestnie, kocimi ruchami zbliżającej się do głazu. Zamarli na widok diabła. Zdrętwieli. Był to najprawdziwszy szatan z czerwonymi rogami, językiem wysuniętym na brodę, o łapach z zakrzywionymi pazurami i długim, czarnym ogonem. Byli pewni, że miał kopyta, ale trawa je kryła, więc głowy by nie dali.
Obydwie postacie - Lipka i diabeł - stanęły naprzeciw siebie, potem bez słowa przysiedli przy kamieniu i rozpoczęli grę. Karty z trzaskiem padały na płaski kamień, podnosili je, to znów rzucali. Diabeł wyraźnie był zły, kiwał czarnym łbem, spluwał na boki śliną. Z patrzących nikt nie znał tej gry. Ale była też ona piekielną bo z piekieł się wywodziła. Z diabelskich ruchów domyślali się, że przegrywa. Jeszcze parę ruchów, jeszcze raz podnoszą i rzucają karty. I w tym, pełnym napięcia momencie wyraźnie dobiegł uszu zebranych odgłos kościelnych dzwonów wzywających wiernych na modły.
Zerwał się diabeł, trzepnął ostatnimi kartami w twarz Lipki i trzasnął potężną dłonią w głaz, na którym grali. Posypały się skry, a na powierzchni kamienia, jak w lepkiej, miękkiej glinie, zebrani dostrzegli głębokie wgłębienie z odbiciem dużej, szatańskiej łapy.
Gdy rozglądali się, diabła już nie było.
Oddech ulgi wyrwał się z piersi zebranych, a Lipka jakby urósł, stał się potężniejszy.
Staliby w miejscu jeszcze przez dłuższy czas, spoglądając to na głaz ze śladem diabelskiej przegranej, to na ślady na trawie, po której stąpał szatan, to znów na Lipkę, ale jeden z młodszych dał znak do odejścia, do obgadania sprawy po drodze. Powracali razem, zgodnie, wszyscy pojednani. Lipka był bohaterem, skończył z diabelskim przymierzem, był znowu jednym z nich.
Gdy zbliżała się pora żniw, cała wieś ruszyła z sierpami na jego pole. Pomoc była potrzebna, bo łan jak okiem sięgnąć wróżył niemałe plony. A gdy czasami niedostatek, a nawet głód zaglądnie na przednówku, do kogo zwrócić się z prośbą o pomoc? Wprawdzie Lipka nikomu nie odmówił, ale zabezpieczyć się godzi. Tak na wszelki wypadek.
Po wydarzeniu przy głazie darowano Lipce wszystkie jego poprzednie konszachty z nieczystą siłą bo wiadomo, że takiemu sprytnemu nie grozi zaprzedanie. A mimo to było trochę żal, że diabeł okazał swą niemoc tak szybko. I kto wie, czy zechce powrócić, żeby pilnować pstrokatych świń w dębinie przed okiem strzelca.
-Pokonane złe moce nie wracają na dawne miejsca - stwierdził jeden z sąsiadów.
- Ja tak patrzyłem i patrzyłem na czorta - wtrącił głupi Michałek, co łaził po wiosce i do siebie gadał - że jakby znajomy. Toć u niego nie było zęba na przodzie, zupełnie j ak u parobka...
Silny kuksaniec pod żebro przekonał Michałka, że w tej sprawie nie ma nic do gadania.
I do dziś na widok głazu pod Jakunówką z wgłębieniem w kształcie diabelskiej łapy nikt nie ma wątpliwości, że tu właśnie, przed wielu laty, rozegrała się decydująca walka między człowiekiem a nieczystą mocą.
Może tylko tablica z napisem „Pomnik przyrody" mąci ludziom w głowach.
Zobacz też
Źródła
Klimek Robert, Szczepański Seweryn, Kamienie w historii, kulturze i religii, Olsztyn 2010.
Szarzyńska Alicja, Ziółkowski Piotr, Skandynawskie dary. Głazy narzutowe Warmii i Mazur, Olsztyn 2012.
Tressenberg Jadwiga, Mazurskie opowieści, Gołdap 2005.