Chrystianizacja Prusów: Różnice pomiędzy wersjami

Z Encyklopedia Warmii i Mazur
Skocz do: nawigacja, szukaj
[wersja nieprzejrzana][wersja zweryfikowana]
Linia 1: Linia 1:
'''Chrystianizacja Prusów''' – [[Prusowie]] zamieszkiwali obszar między dolną Wisłą a Niemnem, na północy sięgający po Bałtyk, na południu po bagna i puszcze nad Drwęcą, Narwią i Biebrzą. Chrześcijańskie treści docierały na ziemie pruskie co najmniej już od X wieku za pośrednictwem kupców, misjonarzy, władców sąsiednich państw, zarówno w sposób pokojowy, jak i przy odwołaniu się do różnych form przymusu. Z czasem zyskały zwolenników pośród miejscowej ludności.
+
'''Chrystianizacja Prusów''' – [[Prusowie]] zamieszkiwali obszar między dolną Wisłą a Niemnem, na północy sięgający po Bałtyk, na południu po bagna i puszcze nad [[rzeka Drwęca|Drwęcą]], [[Rzeka Narew|Narwią]] i [[Rzeka Biebrza|Biebrzą]]. Chrześcijańskie treści docierały na ziemie pruskie co najmniej już od X wieku za pośrednictwem kupców, misjonarzy, władców sąsiednich państw, zarówno w sposób pokojowy, jak i przy odwołaniu się do różnych form przymusu. Z czasem zyskały zwolenników pośród miejscowej ludności.
 
<br/><br/>
 
<br/><br/>
 
==Jedność w wierze ojców==
 
==Jedność w wierze ojców==

Wersja z 10:15, 21 lut 2015

Chrystianizacja PrusówPrusowie zamieszkiwali obszar między dolną Wisłą a Niemnem, na północy sięgający po Bałtyk, na południu po bagna i puszcze nad Drwęcą, Narwią i Biebrzą. Chrześcijańskie treści docierały na ziemie pruskie co najmniej już od X wieku za pośrednictwem kupców, misjonarzy, władców sąsiednich państw, zarówno w sposób pokojowy, jak i przy odwołaniu się do różnych form przymusu. Z czasem zyskały zwolenników pośród miejscowej ludności.

Jedność w wierze ojców

Kiedy w 997 roku przybył do Prus wraz z towarzyszami św. Wojciech (Wojciech Sławnikowic) i najpewniej na wiecu starał się przekonać mieszkańców ziem pruskich do nowej wiary, ci na jego ofertę, jednogłośnie i zdecydowanie – jak czytamy w Żywocie I - odpowiedzieli: Nas i cały ten kraj, na którego krańcach my mieszkamy, obowiązuje wspólne prawo i jeden sposób życia. Wy zaś, którzy rządzicie się innym i nieznanym prawem, jeśli tej nocy się nie oddalicie, jutro zostaniecie ścięci. Duchowni nie tylko nie wzbudzili u pogan jakiegokolwiek zainteresowania nową wiarą, ale spotkali się ze zdecydowaną odmową i groźbą utraty życia w razie dalszego przebywania na pruskiej ziemi. Misjonarze nie posłuchali rady pogan, w konsekwencji Wojciech poniósł śmierć z rąk niewiernych, a jego towarzysze ledwie uniknęli podobnego losu. Co więcej, represji ze strony pobratymców doświadczył również Prus, który przyprowadził Wojciecha na zgromadzenie: autochtoni grozili mu utratą majątku i wygnaniem, które w barbarzyńskich świecie było najsroższą z kar.

Trudno powiedzieć, co zawiodło w trakcie Wojciechowej misji, czy był on za mało przekonujący, czy naraził się miejscowym, wchodząc do świętego gaju, jak przyjmują niektórzy z badaczy. Pewnym jest natomiast, że siła kolektywnych tradycji okazała się silniejsza, nikt spośród Prusów nie odstąpił od wiary przodków, co więcej wydaje się, że wówczas takiej pokusy nawet nikt z miejscowych nie doświadczył.

Pewne symptomy zmiany stosunku Prusów do chrześcijaństwa, choć nie bez wątpliwości, możemy wskazać w odniesieniu do kolejnej misji. W 1009 roku najpewniej gdzieś na pogranicze prusko-jaćwieskie dotarł wraz z towarzyszami Brunon. Temu udało się - jeśli wierzyć kronikarzowi Wipertowi, któremu między innymi zawdzięczamy ten przekaz – przekonać zgromadzonych pogan do przyjęcia nowej wiary (nie obyło się bez perypetii, niezbędna okazała się zmiana stroju, bo poganie początkowo wyśmiali go z racji zbyt ubogiego ubioru), bardzo prawdopodobne, że wpływ na ich decyzję miała pomyślnie przeprowadzona próba ognia, którą przeszedł misjonarz. Wraz z 300 towarzyszami chrzest przyjął wówczas jeden z pruskich naczelników Nethimer.

Ostatecznie jednak i ta misja skończyła się fiaskiem, Brunon, podobnie jak jego poprzednik, zginął z rąk pogan; nie jest przy tym pewne, czy zabili go Prusowie, niewykluczone, że byli to Litwini. O losie tych, którzy ochrzcili się z Nethimerem, źródła milczą. Warto wspomnieć, że w 1141 roku udał się do Prus, aby głosić słowo Boże biskup morawski Henryk Zdzik. O tej wyprawie wprawdzie niewiele można powiedzieć poza tym, że ów misjonarz, w odróżnieniu od poprzednich, nie tylko przeżył, ale i planował kolejną misję wśród Prusów.

Tradycyjna kultura Prusów wydaje się w tym okresie na tyle silna, że skutecznie opierała się pojawiającym się chrześcijańskim treściom, zarówno tym niesionym na drodze pokojowej, poprzez misje, jak też przy użyciu miecza. Co najmniej od XI wieku można odnotować wyprawy na ziemie pruskie polskich królów i książąt. Ich zamiarem nie było jedynie narzucenie zwierzchnictwa Prusom, ale i religii chrześcijańskiej, przy czym zamiast pokojowych misji i nawracania słowem bożym organizowali oni krwawe najazdy. Poprzez siłę oręża, pod groźbą śmierci, chcieli sąsiedzi narzucić Prusom swoją władzę i zmusić ich do przyjęcia chrztu, póki co bezskutecznie. Gall Anonim napisał o Prusach, że ani mieczem nauczania nie dało się serc ich oderwać od pogaństwa, ani mieczem zniszczenia nie można było tego pokolenia żmij wytępić. Częstokroć wprawdzie naczelnicy ich pobici przez księcia polskiego szukali ocalenia w chrzcie; lecz znów zebrawszy siły wyrzekali się wiary chrześcijańskiej i na nowo wszczynali wojnę przeciw chrześcijanom.

Ziemie pruskie bieleją do żniwa

O ile misje z przełomu X i XI wieku kończyły się niepowodzeniem, a Prusowie wyraźnie nie byli gotowi ani nie odczuwali potrzeby do zaakceptowania nowej wizji świata, o tyle niespełna dwieście lat potem sytuacja wydaje się być radykalnie inna. Misja cysterska na początku XIII wieku spotkała się z dość życzliwym przyjęciem autochtonów. W 1206 roku na ziemie pogan przybyli cystersi z Łekna, opat Gotfryd i mnich Filip. Ci nie tylko nie doświadczyli przemocy ze strony Prusów, ale zostali zaprowadzeni przez miejscowego naczelnika do grobu św. Wojciecha (idea zachowania pamięci o św. Wojciechu sama w sobie jest bardzo interesująca i warta zbadania). Z kroniki Alberyka de Trois Fontaines wiemy, że w 1207 roku chrzest przyjęło dwóch autochtonów, bracia Phalet i Sodrech. Przywołane postaci były najpewniej reprezentantami większych grup, które zdecydowały się na przyjęcie nowej wiary, bo w barbarzyńskim świecie podobne decyzje podejmowano kolektywnie.

Dzieło Gotfryda kontynuował Chrystian i Filip, i o ile ten drugi poniósł tak, jak wielu przed nim, śmierć z rąk pogan, to Chrystian nie tylko przeżył, ale odniósł niekwestionowany sukces w nawracaniu Prusów. W literaturze przywołuje się dzieło nawrócenia przez tegoż dwóch naczelników pruskich: Surwabuno z pruskiej ziemi Luboui, czyli lubawskiej i Warpoda, z pruskiej ziemi Lausania, czyli ziemi łężańskiej. Ci udali się wraz z Chrystianem nawet do Rzymu, gdzie na przełomie 1215/1216 roku otrzymali chrzest z rąk papieża. Surwabuno i Warpoda przyjęli chrześcijańskie imiona Paweł i Filip, a sam misjonarz został przy tej okazji wyświęcony na pierwszego biskupa Prus. Jest wielce prawdopodobne, że Chrystianowi udało się nawrócić część mieszkańców dwóch ziem pruskich Pomezanii i Pogezanii, rozpoczął on także misję wśród Sambów, jednak bez większych sukcesów, ci zresztą uwięzili go na kilka lat (choć nie wykluczone, że za niewolą misjonarza stał zakon).

Oferta przyjęcia chrześcijaństwa złożona Prusom przez Chrystiana trafiła tym razem na dobry grunt. Nie umniejszając umiejętności i dzieła pracy misjonarzy, wydaje że otwartość Prusów na nową wiarę wiązała się również z jakaś wewnętrzną przemianą ich kultury

Działalność Chrystiana i otaczających go duchownych różniła się od wcześniejszych akcji misyjnych sposobem nawracania niewiernych. Prowadzili on żywą działalność organizacyjną: szkołę dla chłopców pruskich, w której mieli się oni przysposabiać do życia kapłańskiego i w przyszłości szerzyć wiarę chrześcijańską wśród współplemieńców. Pracujący z Prusami misjonarze starali się poznać ich język, a nade wszystko byli stale obecni, mieszkali pośród autochtonów, misja miała charakter ciągły. Chrystian zorganizował klasztor, którego stałą siedzibą został Zantyr (Santyr). Misje nawracania pogan prowadziły również filie klasztorów cysterskich w Kwidzynie, Jezioranach pod Gardeją i w Owczarkach.

Wprawdzie pisma biskupów polskich z lat 1215-1218 skierowane do papieża informują o wzmożonej agresji, napaściach pogańskich Prusów na neofitów i mieszkańców polskich i pomorskich dzielnic, co mogłoby przemawiać za niewielkim oddźwiękiem głoszonego wśród Prusów "słowa bożego". Możliwe jednak, że na treść biskupich listów wpływ mieli w dużej mierze książęta polscy, którzy zamiast udawać się na dalekie i kosztowne wyprawy krzyżowe, woleli spełnić swój chrześcijański obowiązek walcząc z mieszkającymi po sąsiedzku Prusami. Owa agresja ze strony pogan, skierowana tak do misjonarzy jak i do neofitów, a i sąsiadów, może świadczyć o sukcesach działalności chrystianizacyjnej, w przeciwnym bowiem razie Prusowie-poganie nie musieliby występować zbrojnie w obronie wiary ojców. Rysuje się tu konflikt między Prusami-neofitami i Prusami-poganami, jako przedstawicielami odrębnych światów, wykluczających się nawzajem.

Prusowie - chrześcijanie na ustach Europy

W efekcie działalności Chrystiana - nie tylko misyjnej, ale i dyplomatycznej - zarówno papież, jak i ówczesna Europa dowiedzieli się, że mieszkańcy ziem pruskich to nie tylko okrutni poganie, ale że są wśród nich także neofici, chrześcijanie nie wymagający nawracania mieczem, ale pomocy i ochrony. Zbrojne wsparcie dla neofitów narażonych na agresję ze strony nadal kultywujących tradycje ojców Prusów-pogan próbował zorganizować najpierw sam Chrystian, tworząc zakon Braci Dobrzyńskich, a kiedy ci nie sprostali zadaniu, biskup poparł sprowadzenie do Prus Krzyżaków.

Wyraźne rozróżnienie na Prusów-pogan i Prusów-neofitów znajdujemy już w dokumentach papieskich z lat 30. XIII wieku i późniejszych. 12 września 1230 r. papież zgodził się na posiadanie przez Krzyżaków tych terenów w Prusach, które zdołają zająć, jednak z zastrzeżeniem, iż może to dotyczyć jedynie ziem nie objętych kultem chrześcijańskim. W bulli wydanej rok później papież wzywał on do walki z poganami-Prusami i zarazem do obrony ochrzczonych Prusów (bulla Grzegorza IX z 17 czerwca 1231 r.), których zakazywał obciążać nadmiernymi powinnościami. Jednocześnie papież zwracał się do wiernych w Pomezanii i ziemi pasłęckiej (Pogezania), aby wytrwali w nowej wierze i byli posłuszni wezwaniom misjonarzy (bulla z 9 lipca 1231 roku). Podobne pisma skierowane do neofitów pruskich, jak i do nieochrzczonych jeszcze mieszkańców ziem pruskich gotowych przyjąć chrześcijaństwo, znamy również z późniejszego okresu. Grzegorz IX wzywał Prusów chcących przyjąć chrzest aby posyłali po dwóch, trzech swoich przedstawicieli do kurii (bulla z 11 stycznia 1233) na dowód ich dobrej woli.

W obronie nowej wiary

W trakcie podboju (1233-1283) ziem pruskich przez rycerzy zakonnych, wspomaganych posiłkami z całej niemal Europy, doszło do ostatecznego zderzenia pogańskiej kolektywnej tradycji z chrześcijaństwem. Krzyżacki oręż nie pozostawiał czasu na ewolucje, powolne przyjmowanie, adoptowanie chrześcijańskich wzorców, Prusowie stanęli przed wyborem między tymi dwoma światami.

Z pobieżnej lektury XIV-wiecznej kroniki Piotra z Dusburga, będącej najpełniejszym opisem wydarzeń doby podboju, można by wnosić, że do czasu przybycia na ziemie pruskie Krzyżaków ich mieszkańcy nadal byli poganami. Przewrotny ten lud pozostając w błędzie – pisze krzyżacki dziejopis - nadal czci każde stworzenie jak Boga, a mianowicie słońce, księżyc i gwiazdy, pioruny, ptaki, zwierzęta czworonożne, a nawet także ropuchę. Jednocześnie zarówno w kronice, jak i w innych tekstach źródłowych, choćby w nadaniach dla autochtonów z XIII wieku (zachowało się ponad 100 tekstów), znajdujemy liczne przykłady Prusów – neofitów gotowych na przyjęcie chrztu i oddanych nowej wierze.

Źródła dostarczają przykładów autochtonów, głównie przedstawicieli warstwy szlachetnie urodzonych Prusów (nobiles), zarówno pojedynczych osób, jak i całych rodzin i rodów, którzy porzucają swoje dotychczasowe siedziby i wspólnoty, w których żyją, aby przyjąć nową wiarę.

Pewien szlachetnie urodzony mąż z Sudowii zwany Russigene, który – jak podaje Piotr z Dusburga - przybył do komtura Bałgi z całą swoją rodziną i służbą i chciał wziąć udział w nabożeństwie, po tym jak spotkał się z odmową natychmiast się ochrzcił. Nobilowie ze Skalowii: Surbantz, Suedeta i Surdeta (Surdete) przeszli na chrześcijaństwo z całymi swoimi rodzinami i służbą, porzucając swoje dziedziczne majątki. Podobnie wielu szlachetnych i znacznych mężów z Warmii pokornie udało się do braci, do Bałgi wraz ze swoim całym dobytkiem i przyjęło chrzest.

Nie brakuje również przykładów Prusów, którzy w tajemnicy przed swoimi ziomkami przyjęli chrzest, i jeśli tylko okoliczności ku temu sprzyjały, to działali na korzyść nowej wiary i jej wyznawców. Kiedy bracia zakonni otoczeni w zamku dzierzgońskim przez Prusów byli już bliscy śmierci głodowej, bo skończyły się im zapasy, a dostawy żywności były niemożliwe, z pomocą przyszedł im pewien szlachetny mąż o imieniu Samile, który przestawał z wrogami a potajemnie zachowywał wiarę. Z kolei inny autochton, którego imienia kronikarz nie podał, w trakcie oblężenia królewieckiego zamku wielokrotnie dziurawił świdrem łodzie Prusów, aż w końcu znużeni ciągłymi ich naprawami zrezygnowali z dalszych napadów na łodzie braci zakonnych.

Na kartach Kroniki ziemi pruskiej znajdujemy szereg przykładów obejmowania przez Prusów, czy też przyjmowania funkcji przywódczych nie w celu obrony współplemieńców, czy też poprowadzenia ich do walki z chrześcijańskim najeźdźcą, ale zdrady, oddania ich w ręce Krzyżaków. Z takim zamiarem do oblężenia Bałgi poprowadził mężów z Warmii, Natangii i Barcji będący na usługach zakonu Pomanda. Prusowie powierzyli mu dowództwo ataku na Bałgę, ale nie zdawali sobie sprawy, że jest to podstęp i w efekcie wszyscy zginęli z rąk zakonnych rycerzy.

Dzięki pomocy Kodrunusa, dowódcy oblężonych na zamku Bałga, udało się braciom zakonnym bez większego wysiłku zdobyć ów zamek. Triskon, którego Nadrowowie pozostawili w nowo wybudowanej twierdzy Welawie jako jej obrońcę wraz z synem Maydelo i licznymi wojownikami, a sami powrócili do swoich siedzib, nie wypełnił powierzonego mu zadania. Wraz z synem i całą załogą przeszedł na wiarę katolicką. Podobnie dowódca twierdzy Rogowo, wuj Matto, także zwolennik Krzyżaków, poddał swój zamek najeźdźcom. Następnie poprowadził on braci wraz z wojskiem do drugiego zamku, którego mieszkańcy spali, pijani po jakiejś libacji. Wszyscy Prusowie, będący w tej twierdzy, jak donosi Dusburg, zostali zabici, a zamek zniszczony.

Nie brakuje przykładów Prusów-neofitów, którzy stawali w krzyżackich szeregach przeciw wszystkim niewiernym, w tym także przeciw swoim dawnym, tkwiącym w pogaństwie, współziomkom. Wielu spośród pruskich nobiles dało dowody przywiązania do zakonu w bitwie nad Durbą. Niektórzy spośród nich cieszyli się wielkim poważaniem i zaufaniem u braci zakonnych, wspomniany Matto syn Prusa Pipina, który na chrzcie przyjął imię Herman, nie tylko znajdował się w bezpośrednim otoczeniu dowódcy wojsk krzyżackich Henryka Botela, ale nawet służył mu radą w kwestii taktyki. Zapytany, w jaki sposób należy zaatakować wroga, doradzał pozostawienie koni i piesze natarcie. W trakcie oblężenia przez Sudowów, Nadrowów Skalowów zamku Bezledy, położonym w lesie Kertene, w pobliżu Bartoszyc, do walki zagrzewała załogę zamku Nameda, matka Posdraupota, z rodu Moteminów. Ta – jak podaje kronikarz – miała powiedzieć do swoich synów: boleję nad tym, że was zrodziłam, a to dlatego, że nie chcecie bronić przed wrogami swojego życia i rodu. Słowa te wywarły najwidoczniej pożądany skutek, bo synowie Namedy i reszta załogi – zgodnie z relacją krzyżackiego dziejopisa – wyszli do walki i zabili ponad dwa tysiące ludzi. W pobliskim zamku – Bartoszycach - pomagali jego krzyżackiej załodze w obronie przed niewiernymi Prus Troppo oraz Miligedo, który miał być tak odważny, że Prusowie oceniali, iż jego śmierć mogłaby równać się z wybiciem połowy oblężonej załogi.

Walczący po stronie Krzyżaków autochtoni nie tyle są przekonani o słuszności postępowania Krzyżaków, ale sami będąc chrześcijanami w imię nowego boga, trwają u boku swoich braci w wierze bez względu na konsekwencje, nawet w obliczu śmierci. Kiedy oblężonym w dzierzgońskim zamku braciom i wspierających im Prusom zabrakło pożywienia, radzili neofitom, aby ich opuścili i ratowali swoje życie, ci jednak wiernie trwali przy towarzyszach wspólnej niedoli.

Zasługi neofitów w toku walki znajdują potwierdzenie w tekstach nadań. Obdarowując ich majątkami podkreśla się jednocześnie wyświadczone przez nich przysługi na rzecz wiary i wyznawców chrześcijaństwa w trakcie powstania, jak również trudy, niedostatki i niebezpieczeństwa, które ścierpieli w obronie braci i wiary. Imiona 93 autochtonów, którzy wspierali Krzyżaków w walce podczas drugiego powstania (1260-1274), zapisano m.in. w dokumencie komtura królewieckiego Bertolda von Brüheven z 10 sierpnia 1299, bo jak tłumaczył wystawca pamięć o wspaniałych Prusach i wspaniałych czynach może ulec zapomnieniu (PU 1.2, nr 718).

Budowniczy kościołów

Neofici swoje przywiązanie do nowej wiary manifestowali nie tylko poprzez przyjęcie aktu chrztu, ale i zaangażowanie w organizację przestrzeni sakralnej. Za tym, że chrześcijaństwo miało wielu zwolenników pośród autochtonów przemawia rozwój struktur kościelnych na ziemiach pruskich, a zwłaszcza fakt, że w ich budowę od początku włączyli się sami autochtoni. Przypomnijmy, że chrzest przyjęli, najpewniej jeszcze przed przybyciem zakonu, mieszkańcy Pomezanii i Pogezanii. 28 lipca 1243 roku powołano w Prusach cztery diecezje: chełmińską, pomezańską, warmińską i sambijską, powstawały kościoły. O budowaniu, przyozdabianiu i wyposażaniu "domów bożych" w naczynia liturgiczne, księgi, obrazy itp. przez Prusów-chrześcijan czytamy w postanowieniach traktatu dzierzgońskiego.

Neofici z Pomezanii, zgodnie z wspomnianym traktatem, zobowiązali się do budowy trzynastu kościołów, w osadzie Pozoloue, określanej również nazwą Rutiz, w Pastelinie, Lingues, Lyopiez, Chomor św. Wojciecha, Bobus, Geri, Prozile, Resi, koło Starego Dzierzgonia, Raydez i w Nowym Dzierzgoniu. Na terytorium Warmii miało powstać sześć kościołów: w miejscu, w którym zasiadał Jedun, albo niedaleko od tego miejsca, w Surimes, w Bandadis, Slini, Wuntenowe, Brusebergue. Natangowie mieli zbudować trzy kościoły w Labegow, w sąsiedztwie Tummonis i w Sutwiert. Jako termin wybudowania owych domów bożych wyznaczono najbliższe Zielone Świątki, czyli 23 maja 1249 r., a w razie niewywiązania się autochtonów z tych zobowiązań kościoły mieli wybudować Krzyżacy, w oparciu jednak o środki pochodzące od miejscowej ludności.

Neofici kontra zakon

Przyjmując chrześcijaństwo na drodze pokojowej Prusowie uzyskiwali ochronę przed ekspansją ze strony sąsiadów i nawracaniem przy pomocy miecza przez rycerzy zakonnych. Monopol na prowadzenie misji na terenie Prus otrzymał od papieża biskup pruski Chrystian, który do końca swych dni (zmarł 4 grudnia 1245 r.) był rzecznikiem miejscowej ludności na forum międzynarodowym. Bracia zakonni - jeśli wierzyć słowom biskupa Prus – nie byli zainteresowani ani opieką nad nawróconymi, ani tym bardziej szerzeniem chrystusowej wiary pośród Prusów, bo łatwiej im było, o czym informował papieża Chrystian, rządzić poganami niż nawróconymi. Dlatego też Krzyżacy – według biskupa Chrystiana – rozmyślnie odmawiali Prusom przyjęcia chrztu, zamykali kościoły i nie pozwalali budować nowych. Skargi na zakon płynęły do Rzymu również od samych zainteresowanych. O pruskich neofitach, którzy razem z Świętopełkiem byli stroną w konflikcie z rycerzami zakonnymi i zanosili skargi do papieża na poczynania Krzyżaków czytamy w kolejnych bullach papieskich. 11 października 1245 roku papież Honoriusz IV nakazywał legatowi, opatowi z Mezzano, aby ten dopilnował, by wszyscy nowo nawróceni Prusowie korzystali z wolności przyznanych im przez wcześniejszych papieży, co świadczy niewątpliwie o tym, że skargi i protesty neofitów na Krzyżaków nie pozostawały bez odzewu. Niewykluczone również, że pruscy powstańcy towarzyszyli także Chrystianowi w 1245 roku w jego wyprawie do kurii papieskiej do Lyonu, gotowi świadczyć przeciw rycerzom zakonnym.

O obecności przedstawicieli nowo nawróconych autochtonów w stolicy apostolskiej i bezpośrednim przedstawieniu tam swoich racji przez swoich reprezentantów czytamy w traktacie dzierzgońskim z 7 lutego 1249 roku. Jest to ugoda będąca efektem mediacji między zwaśnionymi stronami, czyli neofitami pruskimi, zwłaszcza z Pomezanii, Warmii i Natangii, i braćmi krzyżackimi (pełny tekst w języku łacińskim znajduje w "Preussisches Urkundenbuch", wyd. A. Philippi, C. P. Woelky, t. I, cz. 1, Königsberg 1882, nr 218, publikowany tekst tłumaczenia na język polski zob. A. Szorc, Pokój dzierzgoński z 7 lutego 1249 zawarty między plemionami pruskimi a zakonem krzyżackim za pośrednictwem legata papieskiego Jakuba z Leodium (W wolnym tłumaczeniu, z wprowadzeniem numeracji akapitów), "Studia Elbląskie", 1/1999). Dla lepszego zbadania sprawy i rozsądzenia sporu papież wysłał do ziemi pruskiej swojego legata, Jakuba z Leodium. Ten był rozjemcą w wspomnianym sporze, który nie dotyczył samego przyjęcia nowej wiary. Neofici byli ochrzczeni i nie uchylali się od wypełniania obowiązków ciążących na chrześcijanach, a które nakładał na nich kościół, godzili się być poddanymi Chrystusa – jak zapisano w traktacie - nie godzili się zaś na bycie poddanymi zakonu, na warunkach które ten starał się im narzucić. Neofici zarzucali braciom zakonnym, że nakładają na nich tak wielkie ciężary i prace, że sąsiedni poganie, słysząc o ich trudnościach, nie chcieli przyjmować nowej wiary.

Ochrzczeni Prusowie w konflikcie z Krzyżakami występują jako równorzędny partner, są stroną w sporze, czy może raczej sporach. Nie tylko neofici ogółem, ale ii pojedyncze rody i osoby spośród autochtonów dochodziły swoich racji w Stolicy Apostolskiej. Skargi do papieża, jak można wnosić choćby z konfliktu między pruską rodziną Wajsylewiców osiadłą na Pomorzu a Krzyżakami o położone w północnej Pomezanii terytoria Almine i Poselew, słały także poszczególne rody pruskie. Zwraca tu uwagę kwestia nie tylko świadomości mieszkańców ziem pruskich w możliwości dochodzenia swoich praw bez użycia oręża, na drodze dyplomatycznej, na forum międzynarodowym, ale i faktyczne korzystanie z tej formy rozwiązywania konfliktów.

Pozostawieni sami sobie

Neofici z powodu niewielkiej liczby kościołów, cmentarzy i księży znajdowali się w trudnej sytuacji. Mało prawdopodobnym jest, aby przywołane dla XIII wieku kościoły prowadziły rozwiniętą działalność duszpasterską, z pewnością rzadko który chrześcijański dom modlitwy przetrwał bez uszczerbku kolejne zmagania wojenne na ziemiach pruskich. O grabieniu i paleniu kościołów przez Prusów czytamy w kolejnych bullach papieskich nawołujących do walki z niewiernymi, również Piotr z Dusburga w swej kronice odnotował, że Prusowie kościoły, domy modlitwy i kaplice Pańskie palili, z sakramentami Kościoła obchodzili się bez należytego szacunku, wyciągali szaty liturgiczne i naczynia by użyć ich w sposób nieprzystojny. O brakach w wyposażeniu kościołów, nieudekorowanych ołtarzach, pozbawionych obrazów i krzyży, brudnych korporałach czytamy w statutach synodalnych dla biskupstwa sambijskiego, z początku XIV wieku.

Liczba kościołów w poszczególnych diecezjach nie była wystarczająca w stosunku do potrzeb wiernych, skoro Krzyżacy – jak czytamy w traktacie dzierzgońskim – zobowiązali się, że kiedy nastanie pokój i większy dobrobyt, to na dwóch częściach ziemi, jakie zostaną im wyznaczone, wybudują więcej kościołów i je wyposażą. Jak czas pokazał, budowa kolejnych domów modlitw rzeczywiście miała miejsce. W najprężniej rozwijającej się wówczas, spośród trzech diecezji pruskich – diecezji warmińskiej, mamy informacje źródłowe o funkcjonowaniu już w 1251 roku kościoła w Braniewie (Brauensberg), identyfikowanym przez część z badaczy z Brusebergue z traktatu dzierzgońskiego, i planowanych kościołach w Bażynach (Baysen), Szalmie (Schalmey), Chruścielu (Tiedmannsdorf), Ełdytach (Elditten), czy Rogiedlu (Rosengart).


Po drugim powstaniu (1260-1274) większość kościołów wymienionych w traktacie dzierzgońskim przeniesiono do nowo lokowanych wsi na prawie chełmińskim, co z pewnością znacznie utrudniało do nich dostęp autochtonom. Nie dotyczyło to kościołów w diecezji sambijskiej, gdzie organizacja parafialna została powiązana z systemem komornictw (10 zakonnych, 5 biskupich), skupiających wyłącznie ludność rodzimą.

Problem niewielkiej liczby kościołów i zarazem dużej odległości, która dzieliła od nich autochtonów, istniał także w kolejnych stuleciach, aż po wiek XV. W diecezji pomezańskiej całkowita liczba parafii, różnie określana w literaturze, wahała się od 242 do 290 (kościół parafialny obejmował średnio 2,5 osady), średni zasięg parafii wynosił ponad 30 km2 (na terenie dominium 23 km2), gęstość parafii na obszarach zamieszkałych przez pruskich wolnych i chłopów była znacznie słabsza, np. w komturstwie dzierzgońskim na 24 parafie wiejskie tylko dwie znajdowały się w obrębie pruskiego osadnictwa (Balewo i Krasna Łąka). W diecezji warmińskiej znajdowało się 286 kościołów parafialnych, średnio na jedną parafię przypadało 4-5 osad, a zasięg parafii wynosił ponad 37 km2 i tu jednak, choćby do parafii w Kandytach, należało aż 40 pruskich osad. Najgorzej przedstawiała się sytuacja w diecezji sambijskiej, gdzie jeszcze w XV wieku było jedynie 49 parafii, a okręg parafialny obejmował od 20 do 35 osad, liczba parafian w parafiach sambijskich sięgała nawet powyżej 1000 osób.

W związku z niewystarczającą liczbą kościołów, cmentarzy, duchownych, czy też długą listą zaniedbań, jakich dopuszczali się księża katoliccy, którzy pili bez umiaru "ogniste trunki" z autochtonami, uczestniczyli w pogańskich ucztach nazywanych serme, nie pojawiali się na cmentarzach w trakcie pogrzebów, nie znając języka miejscowej ludności słuchali spowiedzi poprzez nieletnich tłumaczy itp. o których można przeczytać na kartach statutów synodalnych, nie dziwi, że jeszcze w kolejnych stuleciach, aż po wiek XVII, jak opisują nowożytni kronikarze, jakaś część ludności pruskiej, dodajmy ubogiej, chłopskiej, mówi jeszcze w dawnym języku, modli się do pogańskich bogów, składa im ofiary. Wydaje się, że nie jest to efekt świadomego wyboru autochtonów, a raczej pozostawienia ich sobie samym przez zakon, który nie przykładał się do ewangelizacji, zrzucając ją raczej na barki dominikanów i franciszkanów (po uprzednim pozbyciu się cystersów) i nie udzielając im przy tym należytego wsparcia.

Duchowni o pruskich korzeniach

W źródłach znajdujemy przykłady potomków dawnych Prusów będących księżmi, proboszczami, czy braćmi-rycerzami. Dla XIV wieku i kolejnych stuleci można wskazać potomków autochtonów, którzy weszli do stanu duchownego. Pleban pasłęcki Bando, pełniący rolę krzyżackiego prokuratora w czasie procesu warszawskiego w 1339 roku, był synem Steniona z rodu Tessymidów. Z kolei Saul z Milutina i Hojko z Konojad byli notariuszami wielkiego mistrza. W 1318 r. gwardianem franciszkanów w Braniewie był brat Jan, o którym zapisano, że był rodowitym Prusem. Plebanem w Ornecie w 1326 r. był Albert, mający również pruskie korzenie.

Szczególnym rodzajem kariery duchownej było osiągnięcie statusu brata-rycerza w zakonie krzyżackim, czego również dostępowali Prusowie. Według ustaleń Grzegorza Białuńskiego bratem-rycerzem był Zachariasz von Sparwein, Jan z Waplewa w XV wieku, najprawdopodobniej należący do rodu Tessymidów, niewykluczone, że także Zancirmo (Santirme), komtur domowy w Kowalewie 1317-1319, Glabune w konwencie gdańskim w 1349, Leykote w konwencie człuchowskim w 1344, prokurator we Frydlądzie w 1346 i w latach 1347-1348 mistrz rybicki w Człuchowie.

O Jakubie Brandzie, pastorze w Borkach koło Bartoszyc, zapisano w 1575 roku jednoznacznie: ein Preuβ. Akta wizytacyjne podkreśliły przy tym u niego brak wykształcenia uniwersyteckiego i mierne kazania. Najprawdopodobniej pochodził on z warstw uboższych potomków Prusów, poddanych ówczesnych właścicieli dóbr w Borkach i Tolku – rodziny von Premock (von Prömock), niewykluczone, że także pruskiego pochodzenia. Inny przykład pastora będącego potomkiem miejscowej ludności znajdujemy na łamach kroniki Łukasza Davida. Ten wspomina pewnego Prusa – księdza z Klebarka pod Olsztynem, który jeszcze za życia kronikarza (Łukasz David zmarł w 1583 r.) głosił kazania w języku pruskim.

Podsumowanie

Przywołane przykłady Prusów-neofitów i potomków autochtonów, którzy weszli na drogę kariery duchownej, nie przesądzają o postępie w procesie chrystianizacji miejscowej ludności, wydaje się jednak, że zarazem znacząco wpływają na jego obraz. Prusowie w XIII wieku nie zajmowali jednolitego stanowiska wobec nowej wiary. Daleko idącym uproszczeniem jest mówienie o Prusach wyłącznie jako o poganach zarówno w XIII, XIV, i kolejnych stuleciach, bo mieszkańcy ziem pruskich byli już wówczas, przynajmniej w części, chrześcijanami, którzy na dodatek nierzadko dali największe dowody przywiązania do nowej wiary, oddając za nią życie.